Balet u Piotra

Piotr Jabłokow, mój najlepszy przyjaciel, powiernik moich tajemnic, oraz nauczyciel w pewnym sensie. Nie ma przed nim żadnych tajemnic, szczególnie życie. Życie jest dla niego tą z dziedzin, które szczególnie lubi poznawać, o ile można je nazwać dziedziną. Więc rozmawiamy i poznajemy jak to przy piwie, o jego różnych aspektach i historii. Kiedy Pietia o niej opowiada zaczynam rozumieć, że w szkole zupełnie odwrotnie mnie jej uczono. Dowiaduje się wtedy o faktach, które są pewnie znane wyłącznie samym Rosjanom.
Wybieraliśmy się tego dnia na miasto, a że Pietia skończył pracę i na drugi dzień miał wolne, ja pozdawałem wszystkie egzaminy jak trzeba było, a przynajmniej w sposób zadowalający, ponieważ wynik nie był dla mnie strasznie satysfakcjonujący. Zaczęliśmy od przygotowywań, tymi przygotowaniami według Pietii były 4 piwa po dwa na cymbał, oba portery, 9,5% poprawiliśmy to lubelską perłą. Oraz zażyliśmy utrwalacza w postaci ćwiartki.
Dlatego, że wtedy zjadłem trochę mniej niż zwykle, w głowie mi zaszumiało, więc kiedy wchodziliśmy do autobusu prawie się położyłem na Piotrze. Wniesiony do mpk usiadłem grzecznie i tak siedziałem będąc jedną nogą we śnie, a drugą gdzieś daleko, na pewno nie w miejscu w którym obecnie się znajdowałem.
Mieliśmy już wysiadać, to już był nasz przystanek. Zostałem mocno szturchnięty i prawie się przewróciłem na kobietę stojącą obok mnie, bo tak mną to uderzenie jakąś siłą kinetyczną wyniosło z krzesła. Pietia grzecznie przeprosił za kolegę, który się nie umie zachować, a to przecież on mnie spił. Kiedy mu później o tym powiedziałem, w odpowiedzi usłyszałem, że przecież mi do gardła alkoholu nie wlewał. Nie miałem nic na swoje usprawiedliwienie. Czułem, że muszę jakoś przeżyć ten wieczór.
Kiedy byliśmy na mieście zaszliśmy do baru. Aby kontynuować oczywiście. Później dołączyła do nas dziewczyna ubrana na czarno, miała czarną sukienkę, miała również czarne włosy. Pewnie mi nie uwierzycie, ale Piotr Jabłokow mnie z nią umówił, bo jak mówił, muszę sobie kogoś znaleźć i jak nigdy zebrało mi się na rzyganie i bardzo dobrze, bo w obecnej sytuacji (sama czerń) przydałoby się coś kolorowego, przynajmniej, żeby sobie na to popatrzeć.
 Dziwne, że w ogóle zgodziła się przyjść, pewnie nie wiedziała, że zastanie nas tam obu. Przez pewien dość krótki czas zastanawiałem się skąd Piotr zna tą dziewczynę. Co do dalszego przebiegu spotkania, to mało się odzywałem, w zasadzie skupiałem sie na wymownym patrzeniu w blat stołu, co jej też coś powiedziało, ale nie tak szybko jak chciałem. Nie zamawiałem nic oprócz czegoś lekkiego, bo bałem się, że nie jest feministką, a z takimi trzeba się wykosztować.
Kiedy sobie poszła, wstąpił we mnie jakiś dziki nastrój i pewnie gdyby nie spożyty alkohol i helikoptery w głowie nie byłby on tak dziki, jak był, a był. W pewnym momencie zaraz po tym jak zostaliśmy sami pomyślałem filozoficznie : " I tak odchodzą, dzięki Bogu, nadzieje". Długo co prawda się też nad tym nie zastanawiałem, tak mi po prostu do głowy przyszło i bardzo szybko sobie poszło.
Nie ma co liczyć - myślałem. - żebym mądrzejszą od siebie kobietę znalazł, byle nie była dużo głupsza. W końcu kto sobie kobietę czy żonę do rozmów bierze...
I tak mi się coś myślało, właściwie ciężko to nazwać procesami myślowymi i jakoś tak nie wiadomo z czego, czy z radości czy z czego wstałem i zacząłem tańczyć. 
Można by powiedzieć, że wszystkie największe gwiazdy rock&rolla miały w swoim życiu "5 minut", miałem i ja. Chociaż to było, co prawda, bardzo krótkie pięć minut, krótsze niż zegarkowe. A już na pewno krótsze od tego, kiedy się na kogoś czeka. No takie "5 minut" potrafi trwać do 2 godzin. Chociaż mnie to nigdy nie spotkało, nie licząc tego, że jak byłem mały czekałem na mamę półtorej godziny w samochodzie, kiedy ona poszła do sklepu, tak było i też miało to trwać wyłącznie "5 minut".
Później jak wychodziliśmy mówiłem Piotrowi coś o białych azjatach, mój wykład był nawiązaniem do rozmowy, którą przeprowadziłem z doktorem historii przez telefon, będącym akurat w Madrycie. Obecnie będącym, zapomniałem dodać. Mój wykład przynajmniej moim zdaniem był wielce zajmujący i fascynujący, jak mówiłem przechodziła mnie gęsia skórka po plecach i po karku. Zawsze jest tak, kiedy moje słowa robią na mnie wrażenie.
No, ale potem już grzecznie siedziałem gdzie się usiąść udało. Po jakimś czasie wróciliśmy do domu, nie mojego. Ale wróciliśmy. Piotr oznajmił, ze mogę nocować u niego i bardzo miło z jego strony, ponieważ w obecnym stanie nie nadawałem się chociażby do przeczytania ze zrozumieniem rozkładu jazdy linii autobusowych, a co dopiero skojarzenia faktów, że nie wszystkie prowadzą do jednego miejsca, jakim jest mój dom. Najlepiej pod same drzwi i „ z rozładunkiem”.
Piotr z pewnego miejsca wyciągnął rzecz, która swoim kształtem i w sumie wszystkim przypominał, coś co było już mi znane, ale wolałem nie mówić, bo mogło się okazać to czymś innym, albo o podobnym działaniu, albo czymś zupełnie innym.
-A co to za narkotyki?
-To nie są narkotyki, to jest 40 minut przygody, którą musisz przeżyć sam.
Co zrozumiałe dalszej zabawy u Piotra nie pamiętam, oprócz tego, że w pewnym momencie byłem prawie pewien, że jedna połowa kuli ziemskiej jest okrągła, a druga zupełnie płaska. To było w sumie trochę dziwne i nawet mnie odrobinę przerosło.   

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

na potencję umysłu

Nasze lato

Łódź, uniwersum, morze i metafora