na potencję umysłu

Opowiem teraz historię. O tym jak to zostałem wzięty za wcielenie Boże. To jest avatara. Tak, zostałem nazwany przez młodego hinduistę avatarem, ponieważ jego zdaniem i to bardziej jego, a właściwie najbardziej, błyszczałem intelektem. Warto też dodać, że na ów czas. Teraz już jestem starszy, wiec tak nie błyszczę, mądrość ustąpiła miejsca wartościom. A radość i harmonia zmieniły się w kajdany elementarnej moralności, której "każden" jeden śmiertelnik winien przestrzegać.
Może to z wiekiem, może nie, ale towarzyszyła mi dziwna idea nieograniczoności i właściwie chciałem tak żyć. Niczym młody bóg.
ba! A nawet byłem bogiem, zupełnie z tego sobie nie zdając sprawy, przynajmniej z ust tegoż młodzieńca to wynikało. Psychiczny jakiś, biedny człowiek. Zaproponował, ze będzie mi usługiwał, na co w zasadzie przystałem bez żadnych zupełnie oporów. Miałem też być jego nauczycielem, żeby go nauczać. Ażeby on mógł zrozumieć życie, świat, rzeczywistości by później bujać jak ten przebudzony kwiatek lotosu na wietrze.
Ale prawda jest taka, że w życiu nie trzeba niczego rozumieć, właściwie nic nie jest naszym celem. Bo nie ma takich rzeczy odgórnie zapisanych gdzieś w duszy, ale z tym lepiej było się szybko nie odkrywać, bo jeszcze by przestał chcieć usługiwać. Także największą i najbardziej oczyszczającą moim zdaniem mądrość zostawiłem, na gdzieś tam. Patrząc przez pryzmat nieskończoności, bo świat jest liczbowy i ja też nań tak spoglądam.
Młody i ambitny człowiek, ale kompletnie stracony. Właściwie to nie jeden jest stracony dla świata, bo światu nie jesteśmy potrzebni i tego się w zasadzie trzymam.
Najpierw naciągnąłem go na wódkę, a że do niej przydałaby się jakaś zagrycha, to jeszcze kebsa. Z wołowinką. Wszystko było wliczone w cenę nauk, choć ta była płynna, ale raczej nie zwyżkowała. Ech, mam żal do siebie, że postąpiłem jak świnia. Bo wykorzystałem swoje poczucie lepszości wobec niego. Cóż nie było to wcale takie złe uczucie, jak się doda do tego alkohol, to właściwie ja już osiągnąłem szczyty. Nic mi więcej do szczęścia nie było potrzebne, prócz odkrycia przez ludzkość hibernacji. Dzięki której mógłbym się w prosty sposób, bo nie unikając tak jakby konfrontacji z teraźniejszością, przenieść się do przyszłości. Bez jednakowoż możliwości z niej powrotu. Tak, żeby moje boskie jestestwo przetrwało na dłużej.
Po alkoholu mi się język rozwiązywał, wiec mówiłem o tym co myślę, a czego bym nie zrobił po trzeźwości. Spotykaliśmy się tak często, że już zacząłem myśleć, ze niedługo popadnę w alkoholizm. Musiałem to jakoś zakończyć, więc powiedziałem mu, co myślę. Że to nie istotne jak bardzo intensywnie myślisz nad pewnymi sprawami, dla świata nie jest to istotne,.. On sam z siebie nie jest twórczy, raczej odtwórczy. Dla niego liczy się tylko to co z siebie oddajemy i to w ten mało elegancki rzecz biorąc, sposób. Wszystko się czymś odżywia, roślinność też czymś musi. Bo życie człowieka to taka opowieść o myślącej małpie, która pewnego dnia odkryła, że myśli i zapragnęła być wyjątkowa.
No i odszedł.
I tak odchodzą dzięki Bogu, nadzieje

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Łódź, uniwersum, morze i metafora

Podróże międzywymiarowe